28 lat bez szachów [wpis gościnny]

Moi drodzy, powracam po prawie 3 miesiącach przerwy 🙂 Powracam nietypowo, bo głos oddaję Radkowi, którego poznałem wirtualnie dzięki grze w szachy. Dziś możecie przeczytać jego historię, która mam nadzieję utwierdzi Was w przekonaniu, że w szachy można grać w każdym wieku, niezależnie od sytuacji życiowej i zawodowej. Zapraszam Was na pokład naszego wehikułu czasu, bo na chwilę wrócimy nawet w epokę Gierka. Z mojej strony dziękuję Ci Radosławie, Radku, Radziu za przygotowanie teksu – wiem ile to kosztuje czasu i pracy 🙂   

Tako rzecze Radek – szachowy początek

W szachy lubię nie tylko grać – lubię także o nich czytać. Ciekawe blogi w szczególności. Z autorem „SpG” wymieniłem kilka mejli i poprosił mnie bym napisał co nieco o sobie i o mojej przygodzie z szachami. Takie gościnne występy na „Szachy po Godzinach”. Honorarium nie zaproponował ale obiecał sławę oraz to, że da mi raz wygrać. ***

Otóż zaczęło się to gdzieś w okolicach późnego Gierka. Grać nauczył mnie Tata. Pamiętam, że graliśmy zarówno w szachy jak i w warcaby. Prawie zawsze wygrywał. Udało mi się go pokonać zaledwie kilka razy. Choć z tym „pokonać” to nie jestem pewien. Raz go przyłapałem na podstawce. Było to w jakiś sposób tak oczywiste, że od razu się zorientowałem, że chce mi dać wygrać. Z litości. Wkurzyłem się – chciałem być dobry i pokonać go w uczciwej walce! Nawiasem mówiąc zostało mi to do dziś – nie oszukuję, dlatego jeżeli na lichess skopię komuś dupsko to może mieć pewność, że baty dostał uczciwie ;-).

Drugim partnerem do gry był mój kolega z klasy. Też przeważnie mnie lał – trenował w klubie szachowym, więc można powiedzieć, że był „zawodowcem”. Co ciekawe miał taką małą szachownicę i bywało tak, że graliśmy na przerwach w szkole, nawet na lekcjach. Jednak najlepiej wspominam nasze partie rozgrywane w czasie seansów filmowych. Za komuny wszyscy uczniowie musieli chodzić do kina na rosyjskie filmy w ramach „Październik miesiącem kina radzieckiego”. Staraliśmy się zawsze usiąść blisko siebie i graliśmy :-).

Po skończeniu podstawówki nastała długa, bo 28-letnia przerwa od szachów. Choć nie – miałem jeden krótki szachowy epizod. W pociągu do przedziału dosiadło się dwóch chłopaków. Wyciągnęli szachownicę i zaczęli „łupać”. Po jakimś czasie zapytali się, czy ktoś ma ochotę zagrać. Ja miałem. Mój przygodny przeciwnik powiedział, że ma drugą kategorię. Ja nie wiedziałem nawet, że w szachach są jakieś kategorie, ale zażartowałem, że jestem „szachistą pierwszej kategorii”. Dziś by to się nazywało „lepszy sort” ;-). Oczywiście ‘dobry’ byłem tylko w gębie – zagraliśmy dwie lub trzy partie, które gładko przegrałem.

Z tego co tu piszę, to wynika, że moja przygoda z szachami to jedno długie pasmo porażek… Poczekajcie chwilę, widać już światełko w tunelu…

Powrót w królewskim stylu

Po wielu latach „szachowego niebytu” królewska gra wróciła do mnie w najbardziej nieoczekiwany sposób. Otóż firma, w której pracuję postanowiła „podarować” mi smartfona. Już nie tylko rozmowy – smycz została wyposażona także w pocztę elektroniczną. Ale co istotne z punktu widzenia tego artykułu – na smartfonie można zainstalować sobie różne ‘apki’. Ja znalazłem aplikacje szachowe. Klik, klik, szybka instalacja i już można grać z prawie prawdziwym przeciwnikiem.

Następnym krokiem było odkrycie serwisu szachowego lichess.org. Tutaj już pooooszło! Uzależnienie od blitzów to straszna rzecz. Cierpi praca. Cierpi rodzina. Obowiązki domowe leżą. Obowiązki małżeńskie również. Cóż pozostało? Terapia odwykowa? Rozwód? Na szczęście po kilku tygodniach uświadomiłem sobie, że chcę grać lepiej. Samo przestawianie wirtualnego drewna przestało wystarczać. Uwolniłem się więc od blitzowego nałogu, obkupiłem się w książki i zaczął się etap poważniejszego podejścia do szachów: edukacji.

Odkryłem, że szachy nie polegają na: „ja postawię tutaj, ty mi zbijesz a ja zbiję tobie”. Uświadomiłem sobie, że szachy to stupiętrowy wieżowiec a ja jestem dopiero na parterze. Powoli dowiadywałem się, że pionki mogą być izolowane lub zatrute, a pola słabe, że w szachach też jest rentgen, że są siatki matowe, goniec może być zły a wieże zdwojone.

Poczułem, że nie jestem już na parterze. Że mozolnie pnę się po schodach, piętro po piętrze. Jak wysoko jestem? Na trzecim, czy też na trzydziestym? Samo granie on-line nie dawało odpowiedzi. Po ponad dwóch latach grania przez komputer zapragnąłem zmierzyć się na prawdziwym polu walki: na drewnianej szachownicy. Na TURNIEJOWEJ szachownicy. Skoro decyzja zapadła pozostało wybranie turnieju. Zdecydowałem, że na początek dobrze będzie zagrać z zawodnikami mojego poziomu – czyli ‘bez kategorii’. W terminie, który mi pasował był jeden: Turniej klasyfikacyjny. Zapisałem się do grupy „C” – najniższej. Co prawda odbywał się na Dolnym Śląsku (ja jestem ze Szczecina), ale czymże są trzy godziny w samochodzie dla prawdziwego pasjonata!

W dniu turnieju okazało się, że na 26-ciu startujących dowód osobisty posiada jedynie dwóch zawodników: ja oraz jeden gość, który gra tylko dlatego, że jego dwóch synów też startuje, a on nie chce podpierać ściany. Reszta to same dzieciaki – średnia wieku 10-11 lat!

W głowie zaświtała mi myśl, że widzę dwa scenariusze, oba złe:

1) Dostaję sromotne lanie i mogę zmienić słynne powiedzenie z Seksmisji „kobieta mnie bije” na „dzieciaki mnie biją”.

2) Wygrywam, a mnie zwija policja – facet po 40-tce, jedzie ponad 250 kilometrów, by zabawiać się z uczniami, spuszcza im łomot, dzieciaki płaczą, rodzice szarpią…

Na szczęście żaden „czarny sen” się nie spełnił. Turniej był super, wspaniałe doświadczenie, emocje turniejowe. I zaskoczenie, że dzieci też lubią szachy – nie tylko Play Station. No i sportowy sukces: II miejsce i V-ta kategoria! :-).

Od tego czasu byłem na kilku turniejach, poznani fajni ludzie, miejsca. Szachy to zabawa dla każdego bez względu na wiek – najmłodszych jakich widziałem na turnieju to sześciolatkowie, najstarszy 86-latek! Wspaniałe emocje – czasami naprawdę wielkie: przeciwnik po długiej partii najpierw się poddał a następnie rozpłakał. Co prawda miał tylko 8 lat, ale już III-cią kategorię. Ale to pokazuje tylko jak bardzo mu zależało – prawdziwe sportowe zacięcie.

No cóż… Jakie plany? Dalej cieszyć się szachami. Jednak szachy to dla mnie sport, więc mam i plany sportowe: w tym roku wziąć udział jeszcze w trzech turniejach klasycznych i zdobyć II kategorię (obecnie III). Dlaczego tylko w trzech? Bo to tylko „Szachy po godzinach”!

Radek

*** komentarz SPG:

  • hahhaha, przegrałem bo Radek jest lepszym szachistą, ale pałam żądzą rewanżu 😉
  • cały tekst jest autorstwa Radka, dodałem tylko 2 śródtytuły – sami wiecie, trzeba złożyć daninę SEO dla robotów Google

3 comments

Dodaj komentarz